Deszcz i wiatr smagały mnie po twarzy, mokre ciuchy przykleiły się do ciała, a włosy wyglądały jak zgniłe strąki fasoli. Trampki ślizgały się po chodniku, gdy w szaleńczym pędzie uciekałam przed bandą, do której kiedyś należałam. Cudowne chłopaki. Myśleli, że dziewczyny są tylko do jednego, a gdy pokazałam im ich miejsce... okazało się że pora na mnie. I tak oto biegnę ulicami Londynu, modląc się by moje serce wyrobiło się z biciem, a urwany oddech się nie urwał do końca. Logiczne.
Nerwowo skręciłam w jakąś uliczkę. Prawie czułam bandę Stevena tuż za moimi plecami. Opadłe liście tworzyły istną pułapkę dla ofiar takich jak ja. Musiałam ostrożnie biec, żeby nie upaść i nie dać się złapać. Mój spryt i drobna postura dawała mi sporą przewagę nad gorylami Stevena.
Wsunęłam się między dwa budynki, mając nadzieję, że mnie nie zauważą. Powoli przesuwałam się w głąb. Nagle przede mną wyrósł wysoka ściana z cegieł. Nie mogłam się poddać. Wymacałam nierówności w murze i zaczęłam mozolnie wspinać się ku górze. Starałam się poruszać niedostrzegalnie, kiedy nagle usłyszałam:
- Steve! Chyba ją widzę!
Nie przejmując się już hałasem, ciężko sapiąc pięłam się ku górze najszybciej jak tylko mogłam. Pode mną już ktoś się wspinał.
Starałam się nie okazywać strachu, wdrapać się na sam szczyt i... no i tu zaczynały się schody. Niestety tylko w przenośni.
Siedziałam okrakiem na murze, po lewej mając stadko mięśniaków kombinujących jak mnie złapać a po prawej mini przepaść w miejskiej wersji. Modląc się, żeby się nie połamać rzuciłam się w czarną dziurę. Zamknęłam oczy, by nie widzieć jak spadam. Upadek nie był tak bolesny jak się spodziewałam. Wylądowałam dość miękko na zbutwiałych workach na śmieci. Dzięki Ci Boże, choć w Ciebie nie wierzę, może jednak zacznę chodzić do kościoła... chociaż nie, nie mam czasu.
Wstałam, otrzepałam się i pognałam dalej przed siebie. Musiałam znaleźć się jak najdalej nich. Skręciłam w kolejną ciemną uliczkę i wtedy zwolniłam. Mój oddech był potwornie szybki, serce pukało w zawrotnym tempie, a moja glowa zdawała się być obracana jak w betoniarce. Do tego cholerne mdłości z głodu.
Oparłam się o ścianę budynku, próbując nieco ogarnąć zmęczony organizm. Przymknęłam oczy, bo świat potwornie wirował. Stałam tak chwilę, próbując przezwyciężyć miękkość kolan. Oddech powoli się uspokajał, tak samo i serce. Gorzej było z wciąż kręcącym się wokół światem...
Uciekłam im! - dotarło do mnie nagle. Wybuchnęłam chisterycznym śmiechem. Udało mi się, znów pokazałam im, że jestem lepsza...
Uspokoiłam się i ruszyłam dalej ciemną ulicą. Chciałam jak najszybciej trafić do kogoś znajomego. Nie miałam najmniejszego zamiaru wracać do domu, ale kimnąć się gdzieś by przydało. Szłam chwiejnym krokiem, czując pustkę w brzuchu. Marzyłam o jedzeniu. O gównianej kromce chleba, żeby uciszyć te durne, grające ten irytujący marsz, kiszki.
Praktycznie nic przed sobą nie widziałam. Szłam chyba najciemniejszą uliczką Londynu. Wokół panowała cisza, przerywana tylko przez mój niespokojny oddech, bicie mojego serca, burczenie brzucha i... trzask!
Ktoś musiał gdzieś tu być! Prawie namacalnie poczułam wpływającą mi do żył adrenalinę. Czułam rozszerzające się do granic możliwości źrenice i napinające się wyczerpane już mięśnie. Spory kawałek przed sobą dostrzegłam ciemną postać. Nerwowo rozejrzałam się w poszukiwaniu drogi ucieczki. Wiedziałam, że za mną czyha, może i daleko za mną ale jednak, banda osiłków. Przed sobą miałam jedną osobę, bałam się jednak, że Steve podstawił tu kogoś na wypadek mojej ucieczki.
Podjęłam błyskawiczną decyzję i rzuciłam się pędem przed siebie. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa, czułam opadające z sił mięśnie, mimo to nie zwalniałam. Postać była coraz bliżej, nie poruszała się. Kiedy nie dzieliło nas więcej niż dziesięć metrów, a osoba przede mną nie przesunęła się ani o krok, stwierdziłam, że coś tu nie gra. To musi być wysłannik Stevena!
Z zaciętą miną nie wyhamowałam. W kilku krokach dopadłam zakapturzonej postaci, gotowa zadać cios, kiedy... upadłam na tyłek. Nie poślizgnęłam się, to ni było możliwe. Ledwo dostrzegalny ruch osoby przede mną pozwolił mi poznać sprawcę mojej gleby.
- Kim jesteś? - wycedziłam, dźwigając się do góry.
- Kimś, kto nie lubi być tratowany przez przemęczone, wystraszone szatynki - burknął, wyciągając ku mnie dłoń. - Wstawaj, bo przemokniesz jeszcze bardziej, o ile to możliwe.
Niechętnie ujęłam jego dłoń. Był ode mnie sporo wyższy, co wcale nie było trudne. Kaptur ukrywał jego włosy i rzucał cień na twarz, jakby mało było ciemności wokół. Widziałam tylko niesamowity uśmiech chłopaka.
- Jak się nazywasz? - zapytałam bez ogródek, wycierając ręce o mokre dżinsy.
- Nie twoja sprawa - odwrócił się na pięcie i zaczął iść przed siebie.
Nigdy nie lubiłam takich gości. Na siłę tajemniczy, wielce pomocni i udający groźnych, totalnie nie mój typ. Ten koleś jednak miał w sobie coś intrygującego. Zignorowałam moją wewnętrzną wredotę i (oczywiście z westchnięciem wyrażającym moje niezadowolenie) ruszyłam za chłopakiem.
- No, kurde, koleś, mógłbyś cokolwiek o sobie powiedzieć!
Bez słowa skręcił w jakieś podwórko i tyle go widzieli.
Cudownie, dzięki, kolo za zostawienie mnie samej w jakimś durnym zakątku Londynu. Wielkie, stokrotne dzię... - nie zdążyłam nawet w myślach dokończyć zdania, gdy usłyszałam:
- Ej, Steve! To chyba ona!
Pokręciłam głową i ruszyłam przed siebie. Jak najdalej od Stevena i jego bandy. Jak najdalej od tej zgrai zadufanych w sobie tępaków. Jak najdalej od zakapturzonego, tajemniczego gościa.
***
Kiedy padłam na materac moje myśli automatycznie uwolniły się spod mojej władzy. Żyły własnym życiem, jak i moje włosy. Sarah powiedziała, że niby tak mi ładnie, ale ja szczerze mówiąc miałam ochotę ogolić się na łyso. Czułabym się lepiej, nic nie przeszkadzałoby mi przy bieganiu, nie zasłaniałoby widoku i nie kusiło durnych osiłków. Ale za to Sarah dałaby mi popalić... Właśnie, zapaliłabym coś.
Próbowałam podnieść się z materaca, jednak wycieńczone mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Czułam się jakby moje ciało było z ołowiu czy czegoś takiego. Moje myśli nagle zaczęły krążyć wokół dzisiejszych wydarzeń. Kradzież - pestka. Przywalenie temu grubemu gorylowi Stevena - bułka z masłem. Potem wycieńczająca przebieżka i ten zakapturzony koleś. Kim on do diabła może być? Co prawda nie wszystkie rejony miasta znam jak własną kieszeń, ale jestem pewna że ktoś taki jak on rzuca się w oczy. Nikt nigdy nie wchodził mi w paradę przy porachunkach z jakimikolwiek bandami. Coś się kroiło...
***
Sarah obudziła mnie przed siódmą, cholerny ranny ptaszek. Wczorajszy dzień odbijał się we mnie przy każdym ruchu. Mięśnie chyba nigdy tak bardzo mnie nie bolały. A włosy? Lepiej nawet nie wspominać.
Blondynka przygotowywała nam śniadanie, kiedy w końcu zwlokłam się do kuchni. Musiałam wyglądać jak tysiąc nieszczęść, sądząc po minie przyjaciółki.
- Cholera, nie mówiłaś, że było aż tak źle, Gen. Myślałam, że...
- Nie rób tego, czego nie umiesz - posłałam jej słodki uśmiech i klapnęłam na krzesło. - Opowiadaj lepiej co u ciebie. Dawno się nie widziałyśmy...
- Od kiedy zajmujesz się londyńską przestępczością to wcale - westchnęła, zsuwając z patelni jajecznicę na talerz. - Ja jestem czysta. Od zakończenia liceum nic nie biorę, nie kradnę. Nawet nie mam żadnego mandatu.
- Szaleństwo rozumiem - prychnęłam, bawiąc się palcami.
W szkole byłyśmy znane jako najbardziej zdegenerowane uczennice jakie były w historii szkoły. A mimo wszystko ukończyłyśmy naukę z wysokimi stopniami. Moja sfiksowana rodzinka chciała posłać mnie nawet na studia. Medyczne. Wyśmiałam ich. Moje miejsce było zdecydowanie na ulicach. Kochałam siać zamęt. Kradzieże to chyba moje największe hobby, włamania miałam przećwiczone do perfekcji.
- Ustatkowałam się - szepnęła. - Znalazłam kogoś i stwierdziłam, że takie życie jest lepsze. Dach nad głową, spokój...
-...a potem cholerna gromadka rozwrzeszczanych bachorów, które będziesz musiała wykarmić. Zajebioza.
- Genevive... - nienawidzę mojego pełnego imienia. - Nie bądź na mnie zła...
- Spoko - przewróciłam oczami, czując zberający się pod skórą gniew. - Kim jest twój wybranek?
- Zaraz wróci - zarumieniła się, stawiając przede mną talerz ze śniadaniem. - Powinniście się polubić. Tak jak ty kocha śpiewać.
- Wiesz, że z tym skończyłam! - zgromiłam ją wzrokiem, grzebiąc widelcem w jajecznicy.
Jadłyśmy w ciszy. Widziałam zbolałe spojrzenia rzucane mi przez nią. Przecież nic jej nie zrobiłam! - broniłam się, przed niespodziewanymi wyrzutami sumienia.
Sumienie... Tyle lat spałoś, a teraz nagle stwierdziłoś, że mnie odwiedzisz? Spadaj.
Usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Sarah cała w skowronkach pobiegła otworzyć. Widziałam promieniujące od niej szczęście. Rzeczywiście była zakochana. Po chwili wróciła do kuchni, ciągnąc za rękę chłopaka o zielonych oczach i kręconych włosach.
- Gen, to Harry.
Kiwnęłam głową i wróciłam do jajecznicy. Nie chciałam patrzeć na słodkie scenki zakochańców. Na ulicach pełno tego.
- Wiecie co? Chyba się zbiorę i już pójdę - mruknęłam, gdy skończyłam jeść.
- Coś ty, Gen, nie idź... Zostań z nami. Dziś robimy sobie posiadówę. Może chciałabyś...?
- Raczej nie - zaprzeczyłam i przeszłam do pokoju, w którym spałam. Po chwili w drzwiach pojawiła się moja przyjaciółka ze swoim chłopakiem.
- Ej, Gen, fajna kurtka - powiedział Harry, próbując chyba jakoś nawiązać rozmowę.
- Dzięki.
- Może jednak byś się zdecydowała wpaść? Będzie sporo ludzi i... proszę - w jasych oczach Sarah widziałam błaganie.
- Uch, w porządku. Jeden raz... - wskazałam palcem na parę. - Ale macie się przy mnie nie miziać. To obrzydliwe.
____________________________________________
Sialalalabambabohaterkamiwpadładoszambajejeje.
Dobra, przyznaję się, że z tym ff nie wiążę jakiejś specjalnej przyszłości. Będzie co będzie. YOLO.
Cupcake.
Aaaa!
OdpowiedzUsuńOMGGGGGGGG boskie to!
Mam nadzieję, że nie porzucisz Shadowa dla tego opowiadania!
Chociaż nie obrażę się jak te też będziesz pisać xD
No a tak wgl to...
Haaaaaaarry!
Wiedziałam, że wcześniej czy później kręcisz się w 1D xD
No także tego, to tyle xD
Paaaaaaa :****
Ogromnie się cieszę, że Ci się podoba! :* Shadowa nie porzucę, o to nie nie martw. To taka pierwsza próba pisania fanfiction, bo na tamtym bardzo mi zależy i chcę żeby było mega, więc muszę trenować xD
UsuńCiężko się nie wkręcić ;p Zwłaszcza po spędzeniu większości wakacji z Tobą ;*
Buauahahahahahahahha!!!!!! Kolejny zajebisty blog! A jak, Cup potrafi! XD
OdpowiedzUsuńA wiec tak... Początek i pogon mrozi krew w żyłach i podnosi adrenalinę :o
Tajemniczy koleś o.O dziwny... Mnie tez by wkurzył ;oo
No i znowu wkurzająca banda. >-< eh..
Cóż... Ciekawa jestem kimże jest ta Genevive :D widzę ze lubi powdychac i kraść... Ale wyzywam także dużą zmianę po owej imprezce :3
Sorry ze krótko i z błędami ale z komy xD
Świetny rozdział! Czekam na nexta :3
Pozdrawiam mocno,
~Twoja Eve. ;*
Oj tam, Cup potrafi zaczynać ale rzadko kończy *buraczek* No ale zobaczymy co to będzie ;p
UsuńI właśnie o to chodziło mi z początkiemm *.* Miałam wizję i oczywiście nie wyszło jak miało być - w mojej wizji Gen waliła tajemniczego kolesia po jajach, ale to już taki szczegół xD
Hm... Gen jest dosyć kontrastową postacią jak jeszcze się okaże :*
Eee... to jest genialne! Trzyma w napieciu! Jestem okropnie ciekawa jak akcja się dalej rozwinie... Mam nadzieję, że będziesz pisała dalej i dokonczysz chociaż te opowiadanie do końca xD :**
OdpowiedzUsuńCudne!!
A no i Harry *.* aww...
Oj tam genialne xD Są lepsze, ale szkolić się trzeba, jo. Też jestem ciekawa jak to się rozwinie lolz xD Tego nie muszę kończyć - może być niczym Moda na Sukces xD Oby Shadowa napisać *.*
UsuńDaleej *,*
OdpowiedzUsuńFajnie by było jakby była później z Lou ;3
Kolejny się pisze ;p A co do tego z kim będzie... to się jeszcze okaże ;>
UsuńAaa... Jeden rozdział, a ja już kocham to opowiadanie... Wszystko jest takie meega intrygujące... Trzyma w napięciu... Nie mogę doczekać się nexta <333
OdpowiedzUsuń@i_am_fabulous69
Mam nadzieję, że kolejnym rozdziałem nie zawalę tego co uzyskałam tym... Takie miłe słowa *.*
UsuńNext już niedługo... a przynajmniej mam taką nadzieję xD Już widzę, że temu nie dorówna, będzie nudniejszy ;< Trudno, YOLO, będzie co będzie :D
Jestem bardzo ciekawa kim jest ten tajemniczy chłopak ;) Pisz dalej!!!
OdpowiedzUsuńPoinformuj mnie na twitterze o następnym rozdziale ;)
@likeyou999
Oksy doksy, poinformuję ;*
UsuńSzczerze... też jestm ciekawa kim on jest ;> No i jak to wyjdzie xD
Takie tam pisanie kompletnie nawet bez przemyślenia postaci xD Jakoś to będzie, ktoś to będzie, w jakiś sposób się wyda... i o tak o ;)
tyherjwhfnrds cudowne /r
OdpowiedzUsuńDzięki ;*
Usuń